piątek, 10 grudnia 2010

in your face

Jeśli szary obywatel odczuwa wyjątkowy absmak (modne słowo!) wobec któregoś z polityków czy innego "powszechnie szanowanego przedstawiciela życia publicznego", może wyrazić to w sposób wizualny jedynie poprzez domalowanie czegoś na plakacie wyborczym. Ewentualnie, jeśli liznął trochę grafiki komputerowej, może pokusić się o ostry fotomontaż i powiesić go w internecie.

Btw, zawsze frapowało mnie, czy poniższe zdjęcie jest prawdziwe, czy "fotoszopowane". Niby Jacques Chirac (bo wydaje mi się, że to on stoi w pierwszym rzędzie dokładnie w środku) jest wysoki, ale żeby pan Kaczyński (którykolwiek z nich to jest) wyglądał przy nim jak mieszkaniec Szuflandii? Jeśli mimo wszystko to prawda i aż taka różnica wzrostu dzieli ich w rzeczywistości, to fotografa należałoby wysłać na ciężkie roboty za to, że ustawił ich obok siebie. W takich sytuacjach bowiem, osoba która ma metr pięćdziesiąt w kapeluszu, wędruje do ostatniego rzędu i jeszcze najlepiej na taboret. Moje wątpliwości budzi ponadto kilka innych elementów tej fotografii, na czele z panem pierwszym z prawej, który wygląda, jak gdyby należał do stałej załogi Star Treka.












Wracając do meritum - przeciętny zjadacz chleba ma cały wachlarz możliwości wyrażenia swojej niechęci do danego VIP-a. Co jednak ma zrobić poczytna opiniotwórcza gazeta lub dziennik? Jak na przykład taka pseudointelektualnie-bogoojczyźniana "Rzeczpospolita" może między wierszami wyrazić swoją pogardę dla osoby premiera Tuska czy prezydenta (not in my name) Komorowskiego? Albo jak kryptopopulistycznie-lewacka "Wyborcza" może podprogowo zmieszać z błotem biskupa, który straszy ogniem piekielnym kobiety decydujące się na zapłodnienie in vitro? Przecież nie dorysuje mu wąsów i brody na fotografii.

Ale jest i na to sposób. I stosują go wszelkie gazety, od lokalnych pisemek po ogólnopolskie periodyki. Hipotezę taką postawiła już dobre kilka lat temu pewna pani doktor, z którą miałem zajęcia na poprzednim kierunku studiów. Otóż, dobiera się wówczas wyjątkowo brzydkie zdjęcie znienawidzonej osoby i właśnie nim ilustruje się rzeczony tekst. Zdjęcie jest oczywiście prawdziwe, w żaden sposób nie retuszowane, ale mimo to wygląda się na nim jak kretyn. A "poszkodowany" przyczepić się nie ma do czego. Takie zrobili - takie wyszło. Przecież w dobie wszechobecnej fotografii każdy z nas został nieraz przypadkowo uchwycony w taki sposób, że prezentuje się na zdjęciu niczym przyjaciel samego diabła (bynajmniej nie wesołego).

Przyznaję - sam wątpiłem w tą hipotezę. Redakcje przechowują w swoich przepastnych archiwach wyjątkowo niefortunne zdjęcia różnych VIP-ów, aby "niewinnie" wykorzystać je dopiero w odpowiedniej chwili? To przecież pachnie niezwykle wysublimowaną spiskową teorią dziejów. Dziś jednak przekonałem się, że pani dr B. miała rację! Bo właśnie dziś wspomniana "Rz" publikuje tekst o Ruchu Autonomii Śląska. Po spektakularnym wyniku tego ugrupowania w wyborach samorządowych, jego lider - dr Jerzy Gorzelik - jest obecny niemal we wszystkich mediach. Jednak tylko "Rz" zamieściła akurat taką jego fotografię, na której wygląda on niczym brat Ędwarda Ąckiego. Dziwny to "przypadek" w obliczu faktu, że w redakcji "Rz" dr Gorzelik awansował ostatnio na podium "tych, których nie lubimy", jako separatysta dążący potajemnie do czwartego rozbioru Polski.

Na szczęście zbliża się karnawał w Wenecji - będzie można chodzić w maskach. A autorowi tytułowego idiomu, którego nazwisko ginie w mrokach dziejów, pozostaje jedynie gratulować daru jasnowidzenia.

10. grudnia 2010, 17:07 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

P.S. Jeśli chcecie bliżej przyjrzeć się tej fotografii z politykami, to powiększcie ją sobie (klikamy lewy przycisk myszki na zdjęciu) - w trosce o własny wzrok. Żeby potem nie było, że nie ostrzegałem.

Brak komentarzy: