sobota, 29 sierpnia 2009

wesołe miasteczko

Dwa lata temu przed Kancelarią PRM spontanicznie powstało Białe Miasteczko. Powstało i było sobie przez miesiąc cały, a śmiechu w tym czasie było co niemiara. 19 minut po każdej godzinie panie pielęgniarki wybijały marszowy rytm butelkami po napojach wypełnionymi kamieniami. Liczne zgromadzona publiczność przyłączała się do tego zwyczaju, akompaniując artystkom zaangażowanym klaskaniem. Namiotów z każdym dniem przybywało, gdyż coraz więcej pielęgniarek chciało rozbawić mieszkańców stolicy i licznie przybyłych gości z pierwszych stron gazet, a także delegatów z dalekich krain, wśród których byli nawet misjonarze z egzotycznej RPA. Wysłana została nawet trzyosobowa delegacja sióstr do wnętrza budynku Kancelarii, aby również od środka rozruszać drętwe urzędnicze towarzystwo. Ale tam wewnątrz chyba nie znali się na żartach...

I oto na naszych oczach rodzi się chyba nowa, świecka tradycja.

Dwa lata po tamtych wydarzeniach powstaje bowiem nowe miasteczko! Teraz do zabawy zapraszają stoczniowcy. I nie w stolicy, tylko w Trójmieście (widocznie warszawiacy już są dostatecznie rozerwani). Przed domem WCzc.Donalda Tuska w Sopocie. Cóż tam się będzie działo! Jeszcze na dobre się nie rozłożyło, a media już szaleją z radości. Wszystkie stacje telewizyjne i radiowe mogą wysłać ekipy do Trójmiasta i na bieżąco relacjonować przebieg tego spontanicznego festiwalu. Tylko pierwszego dnia wzniosło się kilkanaście namiotów. Rozwieszono flagi, transparenty i pranie na płocie. Rozstawiono plastikowe krzesła i stoły. Powstał Sztab Generalny, Kwatera Główna i Biuro ds. Kontaktów z Mediami, Wróżkami i Życiem Pozaziemskim. Stoczniowcy umilali okolicznym mieszkańcom wakacyjny czas grą na gitarze i harmonijce, śpiewem protest-songów, oraz grą w piłkę nożną z autografami. Wszyscy znakomicie się bawili mimo braku toalet, które dowieziono dopiero nazajutrz. A zamiast wieczornego grilla, organizator postawił na tradycyjne, polskie jedzenie. W pobliskiej pizzerii zamówiono 6o sztuk pizzy, które rozeszły się jak onegdaj pięć chlebów i dwie ryby. Ale to dopiero początek. Aż strach pomyśleć, co się będzie działo w dniach kolejnych. Przepisy wymuszą na organizatorach postawienie zaplecza sanitarnego i punktu medycznego. Podejrzewam jednak, że wkrótce miasteczko przekształci się w coś z pogranicza postoju pielgrzymki i letniego festiwalu typu open air. Stanie kuchnia polowa i kaplica polowa. Na pewno pojawi się knajpka z chińskim żarciem. W jednym z namiotów będzie drukarnia wydająca organ prasowy. Swoje namioty postawią też zapewne ekolodzy i Hare Kryszna. Będzie sklepik, w którym będzie można kupić pamiątki, koszulki z Lechem Wałęsą, widokówki, kasety Jacka Kaczmarskiego i płyty Jean-Michelle'a Jarre'a. Będzie mała księgarnia z dziełami Jana Pawła II i książką "Jak wyprzedawano polskie stocznie zachodnim imperialistom". Dla pragnących aktywnego wypoczynku powstanie boisko do siatkówki plażowej oraz strzelnica, a dzieci będą mogły rzucać rzutkami do tarczy w kształcie głowy pewnego kaczora w marynarskim ubranku. Oczywiście nie zabraknie również grillowanej kiełbasy, popisów klaunów na szczudłach, połykaczy ognia, baby z brodą i koncertów Gosi Andrzejewicz. Chwała naszym kochanym Stoczniowcom, że tak dbają o dobrostan psychiczny społeczeństwa i bezinteresownie organizują nam tak wyszukane rozrywki na koniec lata. Szkoda tylko, że zabraknie na imprezie głównego bohatera. W końcu co to za wesołe miasteczko bez Kaczora Donalda...?

29. sierpnia 2009, 21:31 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

P.S. Zastanawiam się jednocześnie, kto i gdzie zorganizuje kolejne miasteczko za dwa lata. Może nauczyciele w Katowicach, górnicy w Krakowie, kolejarze w Poznaniu...?

2 komentarze:

Zając pisze...

ująłeś to troszkę tak jakby oni tam byli dla zabawy, a nie o to w tym chodzi. to są bardzo często ludzie, którzy ledwo wiążą koniec z końcem i to bieda przygnała ich pod dom Donalda.
tak samo było z pielęgniarkami w wawie. trzeba uwzględnić, że jeśli podczas strajku nie zrobi się porządnego hałasu to nikt nie zwróci na maluczkich uwagi, a już na pewno nie posły-osły w wiejskiej :| dlatego kobieciny pociły się i stawały na głowie żeby ich wysłuchano.

jako córka górnika i nauczycielki czuję się w obowiązku bronić ich strajkowych wyskoków:)

żywność coraz droższa, podatki coraz wyższe, a zarobki niebezpiecznie stoją na jednym (niskim) poziomie albo nawet bledną.
Ci ludzie są zdesperowani a to, że tam biwakują, śmieją się i śpiewają mogę tłumaczyć jedynie podstawowymi potrzebami ludzkimi.

Piotrek pisze...

Ten tekst miał być jedną wielką ironią. Oczywiste jest, że sytuacja górników, pielęgniarek, stoczniowców itd. jest poważna i bardzo trudna. A to, że opuszczają swoje miejsca pracy i protestują przez wiele dni z dala od domu świadczy tylko o ich desperacji. W 200% rozumiem ich racje, pretensje, żale. Ale w jaki sposób rozwiązać ten problem, o tym dyskutują mądrzejsi ode mnie.

Ja natomiast chciałem pokazać, jak to wygląda z tej strony ekranu. Chciałem ośmieszyć nie protestujących i ich postulaty, ale sposób w jaki to wszystko jest pokazywane w mediach. Styl i formę. Bo przecież media z tego żyją. I pokazują nam to jak farsę, jak cyrk. Zatroskana pani reporterka przed kamerą tak naprawdę myśli pewnie w duchu, jak świetnie, że się tyle dzieje, bo media żyją z afer, z sensacji. A w ten sposób nie pomagają strajkującym, wręcz przeciwnie. Nie mówią o ich racjach, o ich żądaniach, ale pokazują piłkę z autografami, pieczonego świniaka i grę na harmonijce, tym samym trochę ich ośmieszając i odbierając im wiarygodność. Po takich relacjach w TV niejeden telewidz faktycznie stwierdzi, że "pojechali tam pobawić się i pośpiewać".

Maksymalnie "odwróciłem kota ogonem" właśnie po to, żeby pokazać, jak to WYGLĄDA w mediach. Bo Ty wiesz, ja wiem, wiedzą nasi rodzice itd. po co ci ludzie tam są i o co walczą. Ale gdyby ktoś "z zewnątrz" nagle zobaczył te wszystkie telewizyjne relacje, a tam kuchnie polowe, gitary etc. to mógłby to odczytać właśnie tak, jak ja to opisałem.