środa, 28 lipca 2010

Sasza na taborecie

Obejrzałem wreszcie słynny film "Solidarni 2010". Ostrzyłem sobie zęby na jakiś skandalizujący, obrazoburczy dokument, a tu niestety - rozczarowanie. Owszem, w tym filmie ludzie przeważnie wygadują farmazony niebywałe, czasami nie ukrywając nawet udawanej egzaltacji, ale to są ich poglądy, odczucia, domysły, do których mają zresztą pełne prawo (ostatecznie, jak ktoś chce się publicznie ośmieszyć, to dlaczego mu to utrudniać). A na szczęście nikt nie musi tego traktować poważnie. Zatem nie jest to jakieś bulwersujące dzieło, jak chcieliby kreatorzy opinii skupieni wokół Platformy i "Wybiórczej". Ale też nie jest to "głos narodu", jak perorują działacze PiS, moherowi i niektórzy publicyści "Rz". Jest to po prostu tendencyjny cykl rozmów z ludźmi, którzy wyznają podobną wersję wydarzeń, jak autorzy dokumentu. Czyli - w skrócie - że Tusk i spółka upychali kolanami Prezydenta i jego świtę w feralnym samolocie, chociaż ci zapierali się rękami i nogami, aby do Katynia nie lecieć. Gdy już wystartowali, pan Donek zadzwonił do swojego kumpla Putina, a ten polecił rozpylić sztuczną mgłę nad lotniskiem w Smoleńsku, a obsłudze portu lotniczego nakazał przekazywać pilotom mylne informacje i najlepiej mówić do nich wyłącznie po aramejsku. A nie, przepraszam, najnowsza wersja jest taka, że Ruscy ściągali prezydencki samolot na ziemię gigantycznym magnesem...

Nie denerwuje mnie nawet specjalnie to, że wypowiadający się w filmie (ale też w innych mediach) przeciętni ludzie z ulicy znają się dosłownie na wszystkim: od procedur obowiązujących w ruchu powietrznym, po niuanse historii geopolitycznej i metody postępowania wszelkich służb w razie wypadków lotniczych. Jak wiadomo bowiem, zbiór dziedzin na których nieomylnie zna się każdy Polak obejmuje zestaw stały (polityka, medycyna, motoryzacja i piłka nożna), oraz zestaw zmienny (czyli to, o czym akurat jest głośno, np. skoki narciarskie, Formuła 1, katastrofy lotnicze). Tak było, jest i będzie, i pozostaje się jedynie z tym pogodzić.

O wiele bardziej natomiast irytuje mnie fakt, że z tematu katastrofy i śledztwa robi się sprawę najwyższej wagi. W normalnym kraju, po kraksie, gdy ofiary już są dawno pochowane, odpowiednie służby dochodzeniowe pracują nad tym w ciszy i skupieniu, a ludzie zajmują się swoimi codziennymi sprawami. Owszem, jeśli to był atak terrorystyczny, to można wypowiedzieć wojnę najeźdźcom, ale czy pół roku po zawaleniu się wież WTC ktoś roztrząsał takie detale, jak to, że pięć minut przed zamachem szef-Żyd wysłał podwładnego-katolika na to piętro, w które akurat wleciał Boeing, a podczas ucieczki jakiś mason zatrzasnął komuś przed nosem drzwi do szybu ewakuacyjnego?

W normalnym kraju, ale nie u nas. U nas temat ten nie schodzi z pierwszych stron gazet, opiniami dzielą się w mediach wszyscy święci, pod Pałacem Prezydenckim, który niedługo zasiedli Wielki Uzurpator, ludzie okładają się ogromnym krzyżem, a komisję do badania przyczyn katastrofy może założyć każdy, nawet Pan Zdzichu spod budki z piwem. Szczytem niekompetencji są oskarżenia wobec Rosjan, że niewłaściwie przygotowali lotnisko, że brak tam było odpowiednich urządzeń naprowadzających w razie niekorzystnej pogody. Przecież lotnisko w Smoleńsku to nie jest międzynarodowy terminal, tylko małe lotnisko wojskowe, praktycznie nieużywane. "Wieża kontroli lotów" to w istocie zdezelowana budka, w której siedzi Sasza na taborecie, pociąga gorzałę z butelki i ma przed sobą "instrumenty pomiarowe" z czasów zimnej wojny. Gdy jest mgła, albo śnieżyca, to wojskowi po prostu nie startują, nie ćwiczą, więc po co tam jakieś skomplikowane urządzenia naprowadzające. I co najlepsze, strona polska o tym wszystkim wiedziała, bo korzystano z tego lotniska wiele razy, podczas poprzednich wizyt w Katyniu. "Widziały gały, co brały" - niestety, jak oczekiwaliście w pełni wyposażonego lotniska, to trzeba było lecieć do Mińska albo Moskwy i stamtąd samochodami. Lotnisko w Smoleńsku otwarto 10. kwietnia na wyraźne życzenie strony polskiej, żeby Prezydent nie musiał się za bardzo trudzić podróżą. No i właśnie...

Jeszcze absurdalniej brzmią żądania rodzin niektórych ofiar, aby wykopać trumny i ekshumować zwłoki. Nie pytam dlaczego, ale można się domyślić. Ruscy zapewne nakładli w te trumny kamieni, a ciała zabrali do swoich tajnych laboratoriów pod Kremlem, aby przeprowadzać tam na nich wyszukane eksperymenty naukowe. W jakim celu? No przecież to oczywiste. Wszyscy wiedzą, że Putin potajemnie tworzy niezwyciężoną armię, składającą się z mutantów, cyborgów i zombie, której celem będzie podbicie i zawłaszczenie terytorium Polski. Dlaczego? Bo Rosjanie już się nie mieszczą w tym swoim malutkim państwie, już oddychają rękawami, a u nas jest przestrzeni życiowej jak cholera.

Wiem, że to brzmi bluźnierczo, szczególnie wobec rodzin ofiar. Ale to te rodziny są sobie winne. To one, celowo i rozmyślnie, uczyniły z tego wszystkiego sprawę publiczną. Zamiast składać te wnioski po cichu, prywatnie, pobiegły z tym do wszystkich mediów. Pani Gosiewska w każdej gazecie przekonuje, że "nie wierzy, iż to był wypadek", a nagroda za cytat roku należy się pani Wasserman, która uchyla rąbka tajemnicy słowami: "Spodziewam się, że otrzymamy informacje, których nie mamy do tej pory". Henryk Martenka w ostatniej "Angorze" genialnie to wszystko zbiera w całość: "Posłowie Rzeczypospolitej, zamiast stanowić prawa, stanowią grecki chór opłakujący bohaterów. (...) Gazety, radio, telewizje trąbią wyłącznie o grobach, Palikocie, krzyżu, Macierewiczu, Rusku i Tusku, trumnach, Komorowskim, zwłokach i ekshumacjach".

Zatem jeśli za wszelką cenę szuka się rozgłosu, jeśli sprzedaje się prywatną żałobę na forum publicznym, to należy się też liczyć z tym, że media przemielą każdy jej element, bez poszanowania dla pamięci tych, którzy mieli pecha znaleźć się w nieszczęsnym Tupolewie. Tak, pecha, bo na 99,9 % to był wypadek. Ale jeszcze kilka miesięcy takiego prania mózgu i stwierdzenie to będzie traktowane na równi z konstatacją, że Ziemia jest płaska i podtrzymują ją cztery słonie, stojące na grzbiecie wielkiego żółwia.

28. lipca 2010, 15:48 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

bess pisze...

To dalej jest taka afera wokół katastrofy smoleńskiej? Nie wiedziałam, bo od kwietnia nie zaglądam na polskie portale, wiadomości w telewizji też nie oglądam.
No cóż, w Polsce każdy powód jest dobry, żeby pokazać się w TV.

W. Łampa pisze...

Powaliłeś mnie tym wpisem. Genialny.
I zgadzam się z Tobą w 100%.
Chciałabym żeby to wszystko umilkło w końcu, bo nie można słuchać tych (w większości) bzdur. Stała się rzecz straszna, więc mieliśmy żałobę i teraz powinniśmy ruszyć dalej, pozwalając osobom prowadzącym śledztwo na spokojne zbieranie danych. Tymczasem mamy samonakręcającą się paranoję - i tak, rodziny ofiar, nie są tu bez winy.
Pozdrawiam Cię słonecznie (mimo deszczu);)
Dzięki za ten wpis - pozwolił mi trochę odreagować tą tupolewkę-galopkę.