sobota, 23 maja 2009

K-PAX

Jesteś psychologiem klinicznym. Pracujesz w renomowanej klinice psychiatrycznej. Od lat stosujesz te same lekarstwa, przywiązany jesteś do tych samych technik, terapii. Jesteś pewny, że nic Cię już nie jest w stanie zaskoczyć.

Pewnego wiosennego dnia przywożą pacjenta. Na dworcu napadnięto kobietę, on był w pobliżu, pomógł jej wstać. Policjanci przesłuchiwali świadków, on nie miał przy sobie dokumentów i utrzymywał, że przybył z kosmosu. Więc policja wysyła go do kliniki. Bo gdzieżby indziej. Tajemniczy pacjent intryguje Cię. Decydujesz się wziąć jego "sprawę". Na pierwszy rzut oka wygląda i zachowuje się jak człowiek, mówi Twoim językiem. No, może tylko te ciemne okulary, które nosi przez cały czas. Ale gdy w gabinecie, podczas sesji, zasłaniasz okna i przyciemniasz lampy, zdejmuje te okulary. Może po prostu ma nadwrażliwość na światło. W międzyczasie laboranci przeprowadzają na nim wszelkie testy. Zdrowie, pamięć, wszelkie zmysły - wszystko w jak najlepszym porządku. Zgadza się, ma nadwrażliwość na jasne światło, a poza tym odbiera promieniowanie w zakresie 300-400 angstremów (czyli po prostu "widzi" ultrafiolet). To już jest niebywałe - myślisz, ale próbujesz bagatelizować tą anomalię. W trakcie sesji starasz się poznać go lepiej, ponad to, co mówią testy medyczne. Odkrywasz, że ma niesamowitą wiedzę ogólną, praktycznie ze wszystkich dziedzin nauki, a z matematyki i fizyki - wręcz wybitną. Geniusz - myślisz - zdarzają się tacy. Obserwujesz, jak zachwyca się smakiem owoców. Pewnie je uwielbia - notujesz w myślach. Chcesz wiedzieć o nim więcej, poznać jego osobowość, relacje społeczne, przeszłość, odkryć dlaczego ucieka w inną tożsamość, dlaczego podaje się za kosmitę. Ale on nie daje Ci tej szansy. Przedstawia Ci zadziwiająco spójny świat. Jest z innej planety, podróżuje po wszechświecie, obserwuje jak się żyje w różnych galaktykach, teraz trafił na Ziemię. Nie operuje znanymi Tobie kategoriami pojęciowymi. Rodzina, szkoła, dzieciństwo, bracia, siostry, przyjaciele - czegoś takiego nie ma na jego planecie. A przy tym jest dla Ciebie przerażająco logiczny. W jego opowiadaniu nie ma nutki wahania, ani jednego zająknięcia, wszystko pasuje do siebie jak w najlepszej układance. Tak jakby to była faktycznie prawda... Ale to nie może być prawda! - protestujesz. Przecież on nie może być kosmitą. Nie ma życia na innych planetach!

Chcesz, żeby Ci opowiedział więcej o swoim świecie. Masz w rodzinie astronoma, prosisz go o przygotowanie jakichś podchwytliwych pytań. Ale Twój pacjent na wszystkie odpowiada bez zarzutu, co więcej - opisuje Ci w szczegółach swoją planetę i jej otoczenie. I okazuje się, że to faktycznie niedawno odkryty gwiazdozbiór. Wszystko się zgadza! Ale o tym wie tylko trzech profesorów na świecie. Skąd wie o tym znaleziony na dworcu schizofrenik?! Zaczynasz zadawać sobie coraz więcej pytań... Zapraszasz go do domu na niedzielny obiad. Może widok szczęśliwej rodziny coś w nim odblokuje... Ale on porozumiewa się z Twoim psem! Przedstawia Ci świat z perspektywy Twojego psa - jak go traktujesz Ty, Twoje dzieci... Wciąż starasz się przekonywać siebie, że to "normalny" pacjent, ale zaczyna brakować Ci argumentów...

A co najgorsze on zaczyna leczyć innych pacjentów z Twojej kliniki! Pacjenci z maniami, fobiami, schizofrenią - wszyscy po rozmowie z nim zaczynają się zmieniać. Właśnie, po rozmowie! Mógłbyś pomyśleć, że on ma jakieś zdolności bioenergoterapeutyczne, jakieś specyficzne uzdolnienia, przecież zdarzają się tacy. Ale nie! On z nimi tylko rozmawia. A oni twierdzą, że po tych rozmowach czują się lepiej, że to im pomaga. Ludzie, których swoimi "sprawdzonymi" metodami nie potrafiłeś wyleczyć od lat. Spełnia się Twój zły sen - on jest dla nich kimś ważniejszym niż Ty, słuchają jego, nie Ciebie, wierzą jemu, nie Tobie. A przecież on tylko mówi, że słucha ich i mówi do nich ich językiem. Nic więcej. Co za bezczelność! Tak, jak Ty byś mówił do nich do tej pory po chińsku... Trafia na oddział dziecięcy. Jest tam mały pacjent z autyzmem. Bardzo zaawansowanym. Nikomu jeszcze nie udało się nawiązać z nim kontaktu. Ale Twój pacjent podchodzi do chłopca. I następuje niemal cud! Podczas tej rozmowy widzisz przez kilka minut zdrowe, normalne dziecko, swobodnie komunikujące się z nim. Właśnie - z nim. On odchodzi, a mały pacjent wraca do swojego smutnego stanu. Ty znowu stoisz przed nieprzekraczalną barierą autyzmu...

Nie potrafisz go rozgryźć. Ten jego spokój, opanowanie, konsekwencja, a przede wszystkim skuteczność, są dla Ciebie wręcz denerwujące. Czasami wydaje ci się, że on z Ciebie drwi. Najgorsze jest to, że Ty zaczynasz mniej myśleć o nim, a bardziej o sobie. Bo on z każdym kolejnym dniem rozbiera na kawałki Twoją pewność siebie, dekonstruuje Twój wygodny, spokojny, przewidywalny świat. Naraża na szwank Twoją zawodową opinię, karierę. Nie reaguje na żadne leki. Raz nawet znika na kilka dni. Może jakoś wymknął się niezauważony - myślisz, ale chyba już sam w to nie wierzysz... Ale nie! Nie poddasz się tak łatwo! On musi mieć jakiś słaby punkt. Każdy ma. Znajdziesz ten słaby punkt. Udowodnisz, że to człowiek taki jak my, tylko z problemami. Tymczasem Twój pacjent mówi Ci, że 27. lipca wraca na swoją planetę. Tradycyjna wiedza psychologiczna podpowiada Ci, że w tym dniu może on sobie albo komuś zrobić krzywdę. Masz mało czasu. Trzy tygodnie. Wpadasz na pomysł. Jest sposób, jak go rozszyfrować. Chwytasz się ostatniej chyba deski ratunku, jaką jest hipnoza...

On nazywa się prot (tak, z małej litery) i pochodzi z planety K-PAX. Ty jesteś mieszkańcem planety, którą my nazywamy Ziemią, a mieszkańcy wszechświata - planetą B-TIK. Ty nie wierzysz w życie na innych planetach, ani żadne międzygwiezdne podróże na promieniu światła. On też chyba nie ma złudzeń, że uwierzysz. Ale ma jeszcze nadzieję, że na swój świat spojrzysz z nieco innej perspektywy, że zaczniesz dostrzegać piękno tego świata, które jest tuż obok Ciebie, a którego nie zauważasz, goniąc za pieniędzmi, imprezami, sławą, karierą... Że zaczniesz słuchać swoich pacjentów, a nie tylko ich leczyć... Że zrozumiesz, że każdy zasługuje na swoją szansę, niezależnie od tego, jaki jest, w co wierzy, co o sobie mówi...

Wbrew pozorom to nie jest opowieść o nim. To jest opowieść o Tobie...

Nie mogłem napisać tego tekstu w ramach recenzji, gdyż zarówno książka Gene'a Brewera "K-PAX", jak i powstały w oparciu o nią wybitny film Iana Softley'a (o tym samym tytule) tworzą nierozerwalną całość. A ponadto - w mojej opinii - wykraczają daleko poza standardową twórczość. Dla mnie są czymś w rodzaju "way of life", miały pewien wpływ na wybór moich studiów, na tytuł tego bloga, na moje zainteresowania... W trakcie niesamowitej sceny, kiedy prot rozmawia z autystycznym chłopcem, wręcz ciarki przechodziły mi po plecach. I pewnie będę nieobiektywny twierdząc, że książka ta powinna być lekturą obowiązkową na studiach psychologicznych. Bo to nie jest fantastyka pełna zielonych ludzików z antenkami, trójgłowych potworów i gwiezdnych wojen. To jest historia zwykłych ludzi, którzy stykają się z czymś niezwykłym. To jest opis procesu, podczas którego lekarz staje się pacjentem, a pacjent - lekarzem. To jest potwierdzenie tezy, że nie zawsze akademicki tytuł i lata doświadczeń wystarczają, aby skutecznie pomagać innym. Wreszcie - jest to moje prywatne przekonanie - że kosmici (a kto mnie zna, ten wie, że wierzę w życie pozaziemskie) jeśli kiedykolwiek pojawią się wśród nas, to nie w widowiskowy sposób znany z filmów typu "Dzień Niepodległości", tylko właśnie tak. Może właśnie ktoś z nas spotka na swojej drodze takiego prota, który odczyta nas jak otwartą książkę i przewróci do góry nogami nasz wygodny, przewidywalny świat... I co wtedy zrobimy? Nawiążemy z nim dialog, czy wyślemy go do "psychiatryka" i niech tam się martwią, co z nim zrobić...?

23. maja 2009, 22:10 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

jabol pisze...

dobry tekst:) aż mnie zachęciłeś do oglądnięcia tego filmu w całości, bo niestety widziałem tylko urywki. A tak poza tym to też zgadzam się, że kosmici jeśli by już przybyli na ziemię to nie w sposób widowiskowy, tylko właśnie taki. Zresztą może już od dawna tu są i kształtują rzeczywistość... kto to wie? A z drugiej strony, będąc na ich miejscu i widząc te paranoje na Ziemi to by mi się odechciało przylatywać:P

Zając pisze...

może byli ale odlecieli po chwili :P