poniedziałek, 11 maja 2009

raport z lodowisk (cz.6)

To już ostatni raport z lodowisk. Kolejne mistrzostwa świata w hokeju przeszły do historii. Tak naprawdę to był turniej dwóch zespołów - Rosji i Kanady, które między sobą rozstrzygnęły, mało porywający nawiasem mówiąc, finał. Wygrali Rosjanie (drugie złoto z rzędu), ale równie dobrze wynik mógł być odwrotny. Zarówno Kowalczuk, Frołow czy Morozow, jak i St.Louis, Weber, Doan, Spezza czy Heatley na tle pozostałych uczestników tych mistrzostw byli gwiazdami pierwszej wielkości. Ani Ruscy, ani Kanadyjczycy nie napotkali żadnych problemów w drodze do wielkiego finału. Owszem, ćwierćfinały i półfinały z ich udziałem były wyrównane, zacięte, rywale stawili taki opór, na jaki było ich stać, ale ani przez moment awans wielkich faworytów nie był zagrożony. Pod tym względem to nie był turniej niespodzianek. Może poza awansem do półfinału Amerykanów kosztem Finów. Ale nic więcej zawodnicy USA już nie ugrali, przegrywając walkę o brąz ze Szwecją.

Właśnie, Finowie... Dwa tygodnie temu napisałem, analizując wstępne rostery, że to najsłabszy skład reprezentacji Finlandii od lat, i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem pewnie skończy się jak zwykle. Było nawet gorzej, bo dwa ostatnie turnieje to dwa medale, a tu porażka już w ćwierćfinale. Mimo wszystko jednak takie przegrane najbardziej bolą... Bo do tego feralnego ćwierćfinału Finowie byli rewelacją turnieju, najbardziej widowiskowo grającą (obok Kanadyjczyków) drużyną. Był klimat w ekipie, była atmosfera, duch walki, doświadczeni obrońcy znakomicie uzupełniali kadrowe braki, świetnie bronił bramkarz Pekka Rinne, a w ataku działy się rzeczy nieprawdopodobne. Była walka o każdy krążek, strzały z każdej pozycji, znakomicie rozgrywane gry w przewadze. Dość powiedzieć, że odkurzony Niko Kapanen został najlepszym strzelcem turnieju (7 bramek), a zwieńczeniem tego totalnego hokeja był genialny, wygrany mecz z Kanadą na zakończenie drugiej rundy. Ogółem, było wszystko to, czego w poprzednich latach brakowało. Tylko, że na dwóch poprzednich turniejach znudzeni rutyniarze znajdowali sposób na Amerykanów w ćwierćfinale, a właśnie teraz się nie udało. Mimo to, właśnie taką reprezentację Finlandii chciałbym ogladać zawsze. Walczącą, zasypującą rywali setkami strzałów, grającą bez kompleksów i z polotem. Nawet gdyby to miało się kończyć pięknymi porażkami, tak jak w tym roku? Nawet! Powtórki tego jedynego mistrzostwa świata z 1995 roku ze Szwecji pewnie i tak nie doczekam...

11. maja 2009, 11:15 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: