wtorek, 6 października 2009

requiem dla snu

Twój dzień trwa już 18 godzin. Zmęczenie jest coraz bardziej dokuczliwe. Powieki stają się ciężkie. Zasypiasz... Gdzie znajduje się Twoje ciało? Prawdopodobnie w łóżku. A świadomość?

Sen wciąż nie jest w pełni przez naukę poznany. Owszem, wiemy sporo o zaburzeniach snu, o skutkach jego deprywacji, dzielimy go na fazy REM i NREM, potrafimy wiele powiedzieć o jego zbawiennych funkcjach, o rekonstrukcji połączeń nerwowych, która dokonuje się w jego trakcie etc. Mimo to, chyba nawet najwięksi sceptycy muszą przyznać, że sen jest pewną rzeczywistością sui generis, czymś więcej niż tylko sumą składających się na niego procesów fizjologicznych, chemicznych i biologicznych.

Zmarli żyją, nasi znajomi giną, wybuchają wojny, ludzie latają, zwierzęta mówią, czas nie istnieje, a przestrzeń nie ma znaczenia. Nie ma barier, nie ma ograniczeń. Niemożliwe staje się faktem. Możemy zmieniać bieg wydarzeń, wpływać na rzeczywistość, być kim chcemy, realizować najbardziej wymyślne scenariusze. Trawestując znane hasło reklamowe: takie rzeczy tylko we śnie. I mimo, że mamy tak wiele naukowej wiedzy na temat snu, właśnie to chyba najbardziej nas w nim fascynuje. A może i przeraża. Budzimy się rano i pytamy. Pytamy sami siebie, albo innych - retorycznie - jak umysł potrafi "wytwarzać" we śnie takie niestworzone historie. Jeśli się boimy, jeśli jesteśmy przekonani, że treści snu są czymś więcej niż wynikiem różnych procesów zachodzących w mózgu, sięgamy wówczas po coś, co da nam ułudę, że nad snem zapanujemy, zrozumiemy jego znaczenie, sens. Niektórzy posiłkują się wiecznie żywym Freudem, którego interpretacje i tak zaprowadzą nas do jednego wniosku. Inni zaglądają do rozmaitych senników (a to Babuni, a to egipskiego, a to chaldejskich magów), z których jasno wynika, że sen o zmarłych wróży deszcz, o kogucie - sukces, a o nowym, sportowym samochodzie - kłótnie i nieporozumienia.

Wydaje się, że wchodzimy tu już w sferę domysłów, spekulacji, w obszar zarezerwowany dla wróżb, astrologii, gdzie klasyczna nauka nie ma wstępu. Ale dopóki snu w pełni nie poznamy (co prędko pewnie nie nastąpi), żadna z dróg interpretacji nie może być zamknięta. Spróbujmy zaatakować sen z najmniej spodziewanej strony - z pozycji ścisłej nauki właśnie. W tym celu będzie nam niezbędna osoba Davida Deutscha i jego koncepcja multiwszechświata.

David Deutsch to brytyjski fizyk, który z wyglądu przypomina drugie wcielenie Mikołaja Kopernika. W swojej głośnej pracy rozwinął on i uzupełnił kwantową teorię wielu światów Hugh Everetta III. To był z kolei fizyk amerykański, jeden z najbardziej ekscentrycznych naukowców w dziejach. Jego teorie są po prostu kapitalne, jak się to czyta, to wszystko staje na głowie. W ogromnym uproszczeniu to, co dla naszych rozważań istotne, sprowadza się do kwestii skutków naszych decyzji. Na chłopski rozum, gdy w jakiejś sytuacji mamy do wyboru opcję A albo B i wybieramy na przykład B, to od tego czasu rzeczywistość jest kształtowana przez ten nasz wybór, przez skutki tej decyzji. A to, co by się zdarzyło, gdybyśmy wybrali A jest nieistotne. Na przykład, gdy mamy dylemat czy studiować historię czy psychologię i ostatecznie wybieramy psychologię, to dla naszej rzeczywistości nie ma znaczenia, "co by było gdyby", gdybyśmy wybrali jednak historię. Owszem, może nas to interesować w kategoriach myślenia kontrfaktycznego, ale tylko możemy o tym myśleć. Bo nasz wybór psychologii pociagnął za sobą szereg skutków w naszym życiu, życiu naszej rodziny, znajomych, skutków dla naszego "ja", naszych planów, marzeń itd. że tego wszystkiego nie da się już "odkręcić", nie da się cofnąć czasu.

W teorii Everetta, rozwiniętej przez Deutscha, wszysytko co może się zdarzyć ZDARZA SIĘ NAPEWNO w którejś z odnóg rzeczywistości. Czyli studiujemy sobie psychologię, ale w alternatywnej rzeczywistości wybraliśmy studia na historii i w tej alternatywnej rzeczywistości wszystko dzieje się równolegle do naszego świata, ale z takimi konsekwencjami, jakbyśmy wybrali wówczas historię. Zakręcone? Trochę. Pójdźmy jednak dalej. Bo nie ma jednej równoległej rzeczywistości, jak w kiepskich filmach sci-fi. Tych rzeczywistości jest nieskończenie wiele. Takie rzeczywistości powstają dla każdej naszej decyzji (a także dla każdej sytuacji każdej cząsteczki fizycznej, ale to już szczegóły; pozostańmy przy ludziach). Podejmujemy przecież w życiu miliony wyborów, a każdy nasz wybór (nawet to, co zjeść na śniadanie) skutkuje powstaniem nowej alternatywnej rzeczywistości. Gdyby to narysować na kartce, to przypominałoby to nieskończenie rozgałęziające się drzewo. Każdy wybór pomiędzy dwiema opcjami to dwa nowe wszechświaty, między czterema opcjami - już cztery nowe. Powstaje dla każdej cząsteczki tyle wszechświatów, ile ma ona możliwości ruchu, zachowania się w danej sytuacji. I wszystkie te wszechświaty, rzeczywistości sobie równolegle płyną. Oczywiście - powiecie - ale tego w takim razie powstają miliony w ciągu dnia! A w ciągu roku?! Tak, i dlatego nie próbujcie sobie tego wyobrazić w przestrzeni, bo rozboli Was głowa. Tu potrzeba trochę abstrakcyjnego myślenia. W każdym razie my, "siedząc" na tym wciąż rozgałęziającym się drzewie, "rozgałęziamy się" - chcąc, nie chcąc - razem z nim. W ten sposób ekscentryczny Everett udowodnił nieśmiertelność. Bo np. decydujemy się iść na uczelnię pieszo i po drodze przejedzie nas tramwaj. Owszem, w tej aktualnej rzeczywistości już jesteśmy martwi, ale wciąż żyjemy w tym wszechświecie, w którym zdecydowaliśmy się jechać na zajęcia autobusem. Everett nazywał to nieśmiertelnością kwantową.

Może jeszcze kiedyś wrócę do koncepcji Deutscha, gdyż jest to fascynująca teoria także pod innymi względami (np. kwestia stanu superpozycji - każde położenie jest jednakowo realne do momentu obserwacji, która kształtuje rzeczywistość. Pamiętacie kota Schroedingera? Do momentu otwarcia pudełka kot jest i żywy, i martwy jednocześnie. Albo nie jest ani taki, ani taki). Co to jednak ma wspólnego ze snem? Już wyjaśniam. Otóż załóżmy, że nasz umysł w trakcie snu (a więc oddzielony od wszelkich bodźców z zewnątrz i nieobciążony bezpośrednio tymi wszystkimi banalnymi troskami materialnego świata) ma jakąś możliwość kontaktu, wglądu w te wszystkie równoległe wszechświaty. Oczywiście nie wszystkie naraz, ale może w naszym mózgu jest coś, co pozwala mu swobodnie manewrować pomiędzy tą rzeczywistością "właściwą", a tym wszystkim "co by było gdyby". Może bez udziału świadomości poszukuje odpowiedzi na jakieś pytania, szuka rozwiązań w tych alternatywnych wszechświatach. Może to wszystko co widzimy w snach, to że jesteśmy milionerami, mieszkamy w Ameryce, jest wojna, ktoś z naszych bliskich ma wypadek itd., nie jest wcale wytworem naszego odpoczywającego umysłu, ale konsekwencją ciągu innych wyborów, niż te które dokonaliśmy, skutkiem innych dróg, niż te, którymi poszliśmy. Może właśnie jedna z miliardów kombinacji naszych decyzji doprowadziłaby nas do tego, co widzimy we śnie. Zgodnie z efektem motyla, jest takie prawdopodobieństwo. A umysł w trakcie snu ma dostęp do wszystkich tych równoległych wszechświatów i ukazuje nam niektóre z nich. Może to działa też w drugą stronę. Może z tych rzeczywistości płyną jakieś wnioski, wskazówki dla tej naszej aktualnej rzeczywistości. I stąd się wzięły te wszystkie senne wróżby, senniki, interpretacje, cała ta okołooniryczna problematyka.

To karkołomna hipoteza, wiem. Ale gdyby było w niej coś z prawdy (bo dlaczego nie?!) wywracałoby to do góry nogami całą psychologię, całą wiedzę o człowieku, o mózgu, o snach. Nawet jeśli nigdy nie potrafilibyśmy zapanować nad tą "umiejętnością" przenikania we śnie do równoległych wszechświatów, i tak oznaczałoby to naukowy przewrót bez precedensu w dziejach świata. Śmierć snu.

6. października 2009, 21:01 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

David Deutsch jest tylko propagatorem i zwolennikiem teorii wszechświatów równoległych, jej twórcą jest Hugh Everett.

Piotrek pisze...

To też ja temu nie przeczę ;) W pierwszej kolejności wymieniłem Deutscha, gdyż on - w przeciwieństwie do Everetta - nadal żyje i popularyzuje tą teorię.

Anonimowy pisze...

Załóżmy hipotezę że sny są faktycznie obrazami z tych równoległych światów.
O ile sen jest realistyczny, nie ma w nim miejsca na zdarzenia które były by niemożliwe w rzeczywistości - to nie ma problemu, takie są właśnie sny prorocze.
Idąc dalej można założyć tezę, że każdy realistyczny sen jest proroczy w którejś odnodze multiwszechświata.
Ale co z symboliką w snach, występowaniem braku logiki, sensu, przeczenie prawom natury? trudno przyjąć że i to ma miejsce w jakiś równoległych światach - czasem śnią się nam naprawdę pozbawione sensu niestworzone bzdury.