piątek, 12 lutego 2010

Kentucky Fried Swan

Do niedawna jedynym dzikim zwierzęciem spotykanym w Kędzierzynie-Koźlu był właśnie kozioł. A i on niespecjalnie prawdziwy, gdyż była to jedynie maskotka miejscowej drużyny siatkarzy Mostostalu. Teraz nastały takie czasy, że strach jechać do Kędzierzyna bez broni palnej, albo chociaż porządnego kija. Miasto opanowały dzikie zwierzęta!

Minionego lata na ulice wyległy dziki i zadomowiły się na wielkich blokowiskach, a wściekłe sarny upodobały sobie cmentarze, na których żywiły się kwiatami stawianymi przez ludzi na grobach. Ale to jeszcze nic. Teraz dopiero się dzieje. Od kilku dni mieszkańców terroryzują łabędzie! Specjalny wysłannik opolskiej "NTO" w rejon konfliktu, relacjonuje w dzisiejszym wydaniu: "Ptaki opuściły rzekę i opanowały miasto". Na potwierdzenie grozy, jaka paraliżuje życie w Kędzierzynie-Koźlu, przytacza mrożącą krew w żyłach relację jednego z mieszkańców, pana Wiesława W., który cudem uszedł z życiem ze spotkania z potworem. "Szedłem ulicą Łukasiewicza, wzdłuż Odry. W jednej sekundzie tuż pod nogi wyskoczył mi wielki biały ptak. Miał ponad metr wysokości - pan Wiesław pokazuje, przykładając rękę do piersi - Podskoczyłem z przerażenia. A on zaraz potem mnie dziobem w podbrzusze! Zaczął syczeć. Ja w nogi, on za mną. Odwróciłem się i szok! To skrzydlate bydlę ni to biegnie, ni to leci. Nogami w powietrzu przebiera i się do mnie zbliża!". Matko Boska! Twórcy horrorów od Lovecrafta po Hitchcocka nie wymyśliliby czegoś takiego. Pan Wiesław nie miałby szans, ale w ostatniej chwili ukrył się przed ścigającym go monstrum w bocznej bramie, co prawdopodobnie ocaliło mu życie. W dalszej części tekstu wojenny korespondent gazety opisuje, jak potworne ptaszyska paraliżują miejską komunikację, stukają twardymi jak stal dziobami w szyby samochodów przerażonych kierowców, a do ich zwalczania (łabędzi, nie kierowców) przeszkolono specjalne oddziały straży miejskiej, wyposażone w wyrafinowaną broń.

Cóż, jeden z naszych wieszczów przewidywał, że "rozdziobią nas kruki, wrony", ale o zagrożeniu ze strony białego ptactwa nie wspominał. Ja się jednak nie dziwię łabędziom, że idą za przykładem opolskiej pumy, która blisko rok temu pokazała, jakie korzyści można wyciągnąć z obecności w mediach. W lokalnej prasie dziki kot otrzymał własną rubrykę, mieszkańcy regionu za pomocą sms-ów wybierali dla pumy imię, a Urząd Wojewódzki ufundował jej luksusowe mieszkanie.

A na miejscu mieszkańców Kędzierzyna-Koźla zastanowiłbym się raczej, czy u nich wszystko w porządku z moralnością (z powodu łabędzi boją się wychodzić z domu, to mają czas na rozmyślania). Przecież plagi egipskie również rozpoczęły się od inwazji fauny. Fakt, wtedy były to tylko żaby, komary i muchy, ale że teraz mamy inne czasy, nowocześniejszą technologię, to i inną zwierzyną się Stwórca posługuje. Jeśli to nadal będzie przebiegać w tym tempie, wkrótce mieszkańców spokojnego dotąd miasta czeka szturm przerażających myszoskoczków, agresywnych pekińczyków i mocarnych kaczorów. Z powietrza zaatakują gołębie w pilotkach (bombardować będą wiadomo czym), jaskółki-kamikadze i nietoperze wielkie jak Batmany. Z pól nadejdą wściekłe krowy i zagrypione świnie, z wody zaczną wyłazić krwiożercze szczupaki i niebagatelne sumy, a z lasu przybędą rozjuszone jeże oraz potworne borsuki rozmiarów niedźwiedzi.

Jutro zapewne lokalna prasa - w specjalnym wydaniu - doniesie, jak mieszkańcy resztkami sił bronią swojego życia i dobytku przed szturmem Matki Natury. Tekst zostanie zilustrowany zdjęciem obywatela, który w poszarpanej i zakrwawionej koszuli deskami zabija okna swojego domu, niczym przeciętny mieszkaniec Florydy przed nadejściem huraganu Andrew. Aha, i jeszcze jedno. Mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla mówią na swoje miasto Kentucky (a właściwe "Kentaki"), bo podobnie brzmi początek obydwu nazw. Teraz wypadałoby się zastanowić, czy nie lepiej pasowałby Teksas lub Arizona. Albo wręcz Nowy Meksyk...

12. lutego 2010, 16:30 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

bess pisze...

Rewolucja.