poniedziałek, 15 lutego 2010

zjazd po muldach (1)

"Zjazd po muldach" - tak będzie się nazywał nieprzyzwoicie subiektywny kącik olimpijski na blogu, który niniejszym inauguruję. Będzie tu o igrzyskach w Vancouver z większym lub mniejszym przymrużeniem oka. Lub też śmiertelnie poważnie (w przypadku hokeja). W każdym razie na wstępie muszę zastrzec, że wszystkie napisane tu słowa będą osobistymi przekonaniami, fantazjami i urojeniami niżej podpisanego. Urażonych odsyłam do słów Marka Twaina, zamieszczonych w prawym górnym rogu. A jeśli komuś przyjdzie do głowy wypowiedzieć coś niepochlebnego na temat reprezentacji Finlandii w hokeju na lodzie radzę, aby się dwa razy zastanowił. Zęby ma się przecież tylko jedne... ;]

Dziś będzie o biathlonie. Osobiście uważam, że to jedna z najgłupszych dyscyplin sportowych w tej części Wszechświata. Biegną na nartach i co jakiś czas zatrzymują się, żeby postrzelać z karabinka do tarczy. Nie wiem co pił wynalazca tej konkurencji, ale chciałbym spróbować tego samego. Równie dobrze mogliby się przecież zatrzymywać, żeby pożonglować owocami mango, ulepić bałwana albo rozpalić ognisko jedną zapałką. A jak już koniecznie muszą strzelać, niech strzelają na przykład z łuku. Raz, że taki łuk i kołczan ze strzałami ważą mniej niż ciężki karabinek. A dwa, że będzie ciszej. Teraz głośny huk wystrzałów płoszy okoliczną zwierzynę i miejscowe ptactwo, a świstaki budzą się ze snu zimowego i w odwecie przepowiadają zgromadzonej gawiedzi jeszcze dwa miesiące zimy. Gdzie tu ekologia? Że też się jeszcze ci z Greenpeace'u nie poprzywiązywali do tych tarcz.

Jak donoszą media, w okolicach Vancouver ze snu zimowego budzą się również baribale i zapuszczają się w okolice olimpijskich aren, wędrują po trasach biegowych i generalnie sieją popłoch wśród ludności pracującej kanadyjskich miast i wsi. Nie boją się ich tylko biathloniści. No bo biegną z karabinem na plecach. Ot, cwaniaki! Najpierw niedźwiedzie pobudzili, a teraz udają, że my to nic, a jak coś to tego. I w razie czego jeszcze mają się czym obronić. Teraz dopiero zaczynam rozumieć sens biathlonu. Nigdy nie wiadomo przecież, kiedy w zawodach przeszkodzi a to niedźwiedź, a to rozjuszony suseł, a to nadpobudliwa wiewiórka. A z karabinem na plecach to żadna zwierzyna niestraszna. Tylko niech przestaną już wmawiać ludziom, że ten karabin to na jakieś strzały do tarczy. Taaa, a świstak siedzi i spać nie może, bo mu zrobili z sypialni winterpark.

Tylko co z zawodnikami z innych dyscyplin... Im też grozi potencjalne niebezpieczeństwo. Hokeiści jeszcze się obronią, gdyż dzierżą solidny kij. A pozostali? Gdzie równość, braterstwo i sprawiedliwość społeczna?! Ich też trzeba w jakąś broń wyposażyć. Skoczkom narciarskim karabinek mógłby ciążyć, ale już jakiegoś małego colta pod kombinezon by wcisnęli. Kobietom proponuję zgrabny paralizator, ewentualnie jakiś gazowy straszak. A ci, co jeżdżą tym wielkim czteroosobowym bobslejem, to i Kałasznikowa całego zmieszczą ze sobą do tego pojazdu! I jeszcze działka automatyczne mogliby im montować z przodu - powstałby taki mały czołg pędzący z prędkością 150 km/h. Ale by się działo! Tylko sportowcom startującym w curlingu (puszczanie po lodzie granitowego czajnika i zamiatanie przed nim miotłami) nie proponuję żadnego oręża. Im nie będzie potrzebny - śmiechem zabiją każdego przeciwnika.

15. lutego 2010, 23:41 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

Bess pisze...

Suomi, sinä voitat!!! :D

Piotrek pisze...

zgadzam się z przedmówczynią w 100% :D nie ma innej opcji ;)